Victorinox EvoGrip S17 – The Ultimate Swiss Army Knife… no prawie

Jaki wybrać scyzoryk na wypad za miasto, na kemping czy w góry? Jedni powiedzą, że taki posiadający możliwe najwięcej narzędzi, bo przecież nigdy nie wiadomo co nas spotka na szlaku. Inni powiedzą żeby w myśl zasady „two is one, one is none” zabrać dwa noże/scyzoryki. Ja oba te etapy mam już za sobą i myślę, że każdy z czasem dojdzie do takiego samego wniosku. 30-kilometrowa wędrówka bieszczadzkim szlakiem z 15-kilogramowym plecakiem skłania do refleksji czy aby mój ukochany multitool z kompletem bitów to najlepszy pomysł? Może mały szwajcarski scyzoryk byłby lepszy?

W mieście nie rozstaję się z moim Compactem. Wciąż podtrzymuję, że to najlepszy scyzoryk dla mieszczucha. Jednak ten średnio nadaje się na nóż turystyczny. Owszem, posiada kilka funkcji przydatnych na kempingu, ale jak przyjdzie zbudować drewniany stojak na kociołek żeby nad ogniskiem ugotować zupę na winie (co się nawinie to do zupy) to zaczyna brakować piły do drewna. I tak właśnie doszedłem do wniosku, że to co czyni scyzoryk turystycznym to właśnie piła. Ale wciąż chcę mieć wszystko to co Compact, przecież dalej jestem tym samym mieszczuchem i nie jestem zbyt chętny do kompromisów. W pierwszej chwili pomyślałem, że tym nowym scyzorykiem powinien zostać Huntsman. Ma piłę, nożyczki, korkociąg… ale nie ma pilniczka do paznokci. Notabene, żaden (z wyjątkiem Compacta) model 91 mm go nie ma. No to może jest jakiś Wenger, który ma to wszystko? Ano tak, Wengera już nie ma. To może seria Delémont od Victorinoxa?

Victorinox i Wenger to dwie szwajcarskie marki, które przez ponad 100 lat konkurowały ze sobą na rynku scyzoryków SAK (ang. Swiss Army Knife). Oferta obu firm na pierwszy rzut oka wydawała się być bardzo podobna. Większość ludzi nie potrafiła odróżnić jednego od drugiego. Różnic było jednak sporo i ci lepiej zorientowani spędzali godziny na dyskusjach co lepsze. W dużym uproszczeniu, Victorinox stawiał na stabilność i uznawał, że skoro coś działa to nie należy tego zmieniać, natomiast Wenger stawiał na innowacyjność. Mi bardziej podobało się podejście Wengera. Ten  niestety nie udźwignął skutków kryzysu spowodowanego atakiem na World Trade Center i w 2005 roku został przejęty przez swojego największego konkurenta – Victorinoxa. Ten zadecydował, że jeszcze przez jakiś czas obie marki będą współistniały jako niezależne byty, a w tym czasie opracowana zostanie zunifikowana oferta. Ta pojawiła się w roku 2014, kiedy marka Wenger w kontekście scyzoryków przestała istnieć. Nie wszystko jednak przepadło.

Seria Evolution jest jedną z tych, którą Victorinox postanowił zachować. W katalogu Wengera pojawiła się ona w roku 2006, czyli już po przejęciu przez Victorinoxa. Nowości nie było dużo. W zasadzie były to klasyczne scyzoryki 85 mm z nowymi, ergonomicznymi okładkami. To co spowodowało, że zostały w ofercie to właśnie drobne innowacje. Seria Evolution dla Wengera była tylko ewolucją, ale dla Victorinoxa już rewolucją.

Pierwszą rzeczą, która rzuca się w oczy są oczywiście okładki, które w serii Evolution nie są już płaskie. Są wyprofilowane tak aby scyzoryk nieco pewniej leżał w dłoni. I o ile jest to dyskusyjne w przypadku regularnych Evolution, to sprawa wygląda zupełnie inaczej w Evolution Grip, czy też EvoGrip, w którym elementy w kolorze czarnym są pokryte bardzo chwytnym tworzywem przypominającym w dotyku skórę. EvoGrip świetnie trzyma się dłoni i nie ma absolutni nic wspólnego ze śliskimi celidorowymi czerwonymi okładkami, do których jesteśmy już przyzwyczajeni. Różnica jest kolosalna. To Wengerowi wyszło świetnie, chociaż po przejęciu przez Victorinoxa nie obyło się bez zmian. Nie każdy bowiem wie, że w Wengerze zewnętrzne linery były w całości ukryte pod okładkami. Po ich zdjęciu w dłoni zostawał klasyczny scyzoryk z serii 85 mm. U Victorinoxa okładki montowane są na linerze i dokładnie tak jest w serii Delémont. Oznacza to, że Wenger EvoGrip S17 i Victorinox EvoGrip S17 nie są tej samej grubości. Ten drugi jest grubszy o ok. 1,3 mm. Zmianie uległ również sposób montowania pęsety i wykałaczki, które teraz są już typowe dla Victorinoxa.

Bez zmian pozostało ostrze główne. Jest identyczne jak to we wszystkich Wengerach 85 mm. Victorinox nie zdecydował się go podmienić, bo musiałby wtedy zrezygnować z blokady packlock, którą Wenger miał w swojej ofercie już od 1980 roku, a to byłaby duża strata. Blokada ta to w zasadzie back-lock z dźwignią umieszczoną pod palcem wskazującym. Są w nią wyposażone wszystkie scyzoryki z serii Evolution mające w nazwie literkę „S”. Ja uważam, że blokada ostrza jest elementem bezpieczeństwa i lepiej jak jest niż jak jej nie ma. Ta w Evolution działa bardzo dobrze, jednak do usytuowania dźwigni blokady trzeba przywyknąć. Podejrzewam, że została ona wyeksponowana celowo, żeby nieświadomi użytkownicy nie próbowali składać scyzoryka na siłę (tak jak to ma miejsce w przypadku Swiza). Trzeba również zaakceptować, że utrudnia ona dostęp do nożyczek. Reszta to już tylko zalety.

Warstwę z ostrzem współdzieli pilniczek do paznokci zakończony przyrządem do ich czyszczenia. To jest ten drobiazg, którego mi bardzo brakuje w modelach 91 mm. Z jakiegoś powodu Victorinox umieszcza go tylko w modelach 85 mm i mniejszych (Cadet, Sportsman).

Zostały też stare wengerowskie nożyczki. Wynika to prawdopodobnie z tego, że Victorinox w 1987 roku porzucił nożyczki do rozmiaru 84 mm, a te z 91 mm byłyby za duże. I to jest w sumie zła wiadomość, bo te w Evolution może wyglądają na nowocześniejsze i solidniejsze, ale są po prostu gorsze, co nie znaczy złe. W odróżnieniu od standardowych nożyczek Victorinoxa, te mają ząbkowane ostrza i sprężynę, która powoduje że podczas cięcia poruszają się oba ramiona, czego nie cierpię. Same w sobie działają dobrze, ale nie zdają egzaminu z cięcia paracordu. Należy jednak zaznaczyć, że ten sam egzamin oblewają wszystkie Leathermany, Gerbery i Bokery. Póki co radzą sobie z nim tylko stare, dobre, prymitywne nożyczki Victorinoxa z wypadającą sprężyną (która notabene nigdy mi nie wypadała).

Jak wspomniałem we wstępie, scyzoryk turystyczny musi mieć piłę do drewna. Ta w EvoGrip S17 nie jest może duża, ale zupełnie wystarczająca żeby zbudować stojak pod kociołek. Działa bardzo dobrze i właściwie nic więcej nie można o niej powiedzieć. 

Ostatnia warstwa skrywa pewną tajemnicę, o której zazwyczaj nie wiedzą nawet sprzedawcy. Na pierwszy rzut oka nie ma tu niczego nadzwyczajnego. Victorinox po prostu podmienił wengerowski otwieracz do konserw swoim własnym, gorszym. Zostawił jednak otwieracz do butelek z dużym płaskim śrubokrętem, który nie ma half-stopu, co wielu ludziom nie będzie się podobało. Ale to o czym większość nie wie to wbudowana blokada typu pressure-lock. To sprytnie ukryty mechanizm, który działa w momencie gdy utrzymujemy nacisk na śrubokręt. Ten zapada się lekko w rękojeść (na ok. 1 mm) i uniemożliwia jego przypadkowe złożenie. Sprężyna wypchnie go z powrotem gdy nacisk ustanie. Proste i genialne. Jeżeli zastanawialiście się kiedyś dlaczego w starych scyzorykach Wengera na otwieraczu do butelek i śrubokręcie krzyżakowym widnieje napis „Patented”, to właśnie pressure-lock.

Należy jeszcze wspomnieć o drugiej stronie scyzoryka. Wenger zwykł umieszczać tam tylko dwa narzędzia, korkociąg i szpikulec. Nie inaczej jest w przypadku EvoGrip S17. Victorinox zastąpił je swoimi standardowymi narzędziami, co w przypadku korkociągu oznacza, że mikro śrubokręt do okularów już tam pasuje, a szpikulec został uzupełniony o szydło i rozwiertak. Nie ma już charakterystycznego wycięcia w okładce, które umożliwiało wygodny dostęp do szpikulca. Jest już standardowo, czyli z wycięciem pod paznokieć po niewłaściwej stronie, co przy braku innych narzędzi na wewnętrznych warstwach już tak bardzo nie przeszkadza. 

Kiedy w 2005 roku Victorinox przejął Wengera fani tego drugiego poczuli niepokój, który zamienił się w strach kiedy w 2012 roku ogłoszono, że od 2014 roku znikną z rynku scyzoryki z logo Wengera. To było nieuniknione. Biznes to biznes, tutaj nie ma miejsca na sentymenty. Nie można przecież na dłuższą metę konkurować samemu ze sobą. Co jednak zrobić żeby nie zaprzepaścić ponad setki lat innowacji i jednocześnie wyjść z impasu? Myślę że unifikacja odziedziczonych po Wengerze modeli Evolution i RangerGrip była najlepszą decyzją jaką można było podjąć. W końcu z połączenia najlepszych cech Victorinoxa i Wengera można było stworzyć superscyzoryk. Victorinox EvoGrip S17 jest moim zdaniem lepszy od swojego wengerowskiego odpowiednika, ale jeszcze nie zasługuje na miano „super”. Ale gdyby tak podmienić nożyczki i zastosować okładki „plus” (z długopisem i szpilką) to ja głosuję za przemianowaniem go na The Ultimate Swiss Army Knife. 

Aha, jeszcze cena. 251 zł za zwykłego Evolution S17 i 296 zł za Evolution Grip S17 to dużo, ale chyba nie za dużo jak za prawie Ultimate SAK. 


Źródła:
www.sakwiki.com

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *