Z odwiedzinami w warszawskim showroomie Victorinoxa

Victorinox coraz poważniej traktuje nasz rodzimy rynek. Od jakiegoś czasu mamy już w Warszawie firmowy butik, a od czerwca 2015 roku pierwszy showroom. Gdy tylko się o tym dowiedziałem postanowiłem udać się do niego z aparatem i zrobić dla Was fotorelację. Niestety w przeddzień umówionej wizyty złamałem nogę i cały plan legł w gruzach. Musiałem obejść się smakiem i zadowolić relacjami portali zegarkowych. Nie zadowoliłem się jednak i jak tylko wróciłem do zdrowia postanowiłem spróbować jeszcze raz. Moja wizyta wypadła w mroźny dzień 5 stycznia 2016 roku.

Pierwszy symptom że „coś się dzieje” zobaczyłem jednak rok wcześniej. W styczniu 2015 roku jadąc wieczorem wzdłuż ul. 17 Stycznia dostrzegłem wielkie świecące logo Victorinoxa. Ktoś taki jak ja nie mógł przejść obok tego obojętnie. Zawróciłem i postanowiłem się temu przyjrzeć. Dostrzegłem jeszcze nieposkładane meble i ogólne prace remontowe. Zrobiłem z ulicy kilka zdjęć i kontynuowałem śledztwo z domu. Podejrzewałem salon firmowy z prawdziwego zdarzenia, dlatego skontaktowałem się z Victorinoxem poprzez Facebooka i zwyczajnie zapytałem. Odpowiedź przyszła szybko – „nic się nie dzieje, to tylko nasze biura”. Tyle tylko, że niespełna pół roku później był tam sam Carl Elsener, CEO Victorinoxa i otwierał pierwszy w Polsce showroom. Spore to „nic”.

Przyznam, że udałem się tam z pewną nieśmiałością. Tego typu obiekty tworzy się przecież na potrzeby szkoleń i poważnych spotkań biznesowych, a ja jestem tylko zwykłym hobbystą.  Jednak jeszcze przed budynkiem dostrzegł mnie Pan Igor, który specjalizuje się w tematach zegarkowych. Zaprosił mnie do środka gdzie czekała już Pani Joanna, której profil główny to scyzoryki. Oboje bardzo sympatyczni, szybko rozwiali moją niepewność.

W pierwszej chwili nie wiedziałem na czym skupić swoją uwagę. Poczułem się troszkę jak dziecko wpuszczone na wystawę klocków lego. Wszak Victorinox to jedna z moich ulubionych marek i musiałem walczyć z chęcią pobawienia się dosłownie wszystkim. Wchodząc do dużego, słonecznego pomieszczenia od razu dostrzegamy produkty czterech z pięciu dywizji producenta: scyzoryków, zegarków, walizek oraz niedostępnej jeszcze w Polsce odzieży. Brakowało tylko kosmetyków.Victorinox_ShowRoom_01Victorinox_ShowRoom_02Rozpoczęliśmy od ciekawej rozmowy na ogólne tematy związane z marką oraz showroomem. Okazało się, że jest on stylizowany na firmowy salon w szwajcarskim Brunnen, a kolorystyka i użyte materiały zostały ściśle określone przez firmę. Postanowiłem to zweryfikować. Kilka szybkich internetowych zapytań i już wirtualnie znajdujemy się w Swiss Knife Valley, gdzie możemy pozornie odwiedzić wspomniany wyżej salon. Rzeczywiście są podobne. To jest to miejsce, gdzie za jedyne 30 franków można samemu złożyć swojego Spartana. Tym samym odwiedzenie Brunnen dołączyło do listy moich cichych marzeń.
W dalszej części rozmowy poruszaliśmy wiele innych tematów, jak: ostrożność we wprowadzaniu kolejnych produktów na nasz rynek, wartość symbolu białego krzyża, stosunek do konkurencji (również tej najnowszej) czy dalsze pomysły na wykorzystanie showroomu. Wyjaśniło się, że jak na razie nie ma planów wprowadzenia tam sprzedaży detalicznej, ale co jakiś czas spotykają się tam miłośnicy zegarków. Podejrzewam, że nie ma zbyt wielu przeszkód żeby społeczność nożowa mogła uczynić podobnie.

Po pogawędce przeszliśmy do sedna sprawy, czyli wystawionych produktów. Zaczęliśmy oczywiście od noży i scyzoryków.Victorinox_ShowRoom_04W dwóch dużych, trzyczęściowych gablotach wiszących na ścianie umieszczono, zebrane tematycznie, najpopularniejsze dostępne serie. Pierwsza z nich zawiera modele mniejsze: kilka wersji SwissCard, czyli podręcznego niezbędnika wielkości karty kredytowej, oraz szereg małych scyzoryków opartych o 58-milimetrową serię Classic, jak np. recenzowany już przeze mnie model @Work z pamięcią flash. Środkowa część skrywa kwintesencję szwajcarskich scyzoryków, czyli modele z linii 84 i 91 mm, takie jak np. Spartan, czy Climber. Po prawej stronie stronie są odziedziczone po Wengerze modele z serii Delémont, nad którymi wciśnięto eleganckie Excelsiory i obcinaczki do cygar. Co ciekawe nie ma Tomo, któremu nie wróżyłem świetlanej przyszłości i jak się okazało nie jest już produkowany. Victorinox_ShowRoom_03Druga gablota jest równie ciekawa. Z lewej strony umieszczono duże noże Hunter Pro oraz 130-milimetrowe scyzoryki. Z tej grupy bliżej możecie przyjrzeć się modelowi RangerGrip 78, który recenzowałem latem. Środkowa część to seria 111 mm, spośród której wywodzi się aktualny nóż armii szwajcarskiej. Po prawej stronie umieszczono „metalowce”, czyli scyzoryki w aluminiowych okładkach, popularnie zwane Aloxami, takie jak Cadet czy Farmer; oraz multinarzędzia SwissTool.Victorinox_ShowRoom_06Najciekawsza dla mnie była jednak gablota stojąca na środku, w której znajdują się różne wersje limitowane i kolekcjonerskie. Victorinox_ShowRoom_07Znajdziemy tam np. jeden z 5000 numerowanych modeli Rangerwood Damast 2015 – absolutnie przepiękny nóż z ostrzem wykonanym ze stali damasceńskiej.Victorinox_ShowRoom_05Inne bardzo interesujące egzemplarze to seria Black Ice z okładkami w wojskowym kamuflażu i narzędziami pokrytymi czarną, błyszczącą powłoką z azotku tytanu. Zakochałem się w tym Spartanie, wygląda po prostu obłędnie.
Są też dwa patriotyczne Spartany, o którym też już pisałem, bo jestem szczęśliwym posiadaczem jednego z 500 sztuk. Okazuje się, że Pani Joanna była pomysłodawczynią i ogranizatorką konkursu, którego zwycięski projekt pojawił się na okładkach. Skorzystałem z okazji i wspomniałem, że był jeszcze jeden projekt oparty o motywy husarskie, który wielu osobom podobał się bardziej. Przekazałem podprogowo sugestię, że świetnie wpisywałby się w popularną dzisiaj ideę nowoczesnego patriotyzmu. Pani Joanno – liczmy na Panią :)Victorinox_ShowRoom_08Jest jeszcze gablota z nożami kuchennymi. Domowy szef kuchni nie może się przecież obejść bez „pikutka”. Ta zabawna nazwa przylgnęła do małych, ząbkowanych noży do warzyw od Victorinoxa. Za kilkanaście złotych otrzymujemy markowy nożyk, który tnie jak laser. Pożartowaliśmy sobie z Panem Igorem na jego temat ale zgodnie uznaliśmy, że jest po prostu kultowy, zatem nie mogło go zabraknąć w gablocie. Seria Swiss Classic, bo to do nie należy „pikutek”, zajmuje środkową, największą część gabloty. Po lewej stronie znajdują się noże z serii Forged, czyli jak sama nazwa wskazuje, z ostrzami kutymi z jednego kawałka stali. Z kolei po prawej stronie znajduje się seria Wood, czyli noże z rękojeściami wykonanymi z drewna. W ofercie Victorinoxa są jeszcze inne serie noży kuchennych, jak np. Fibrox czy Swibo, których w showroomie zabrakło. W ofercie każdy znajdzie coś dla siebie i naprawdę warto wyposażyć swoją kuchnię w dobre narzędzia tnące. Posiłki przygotowujemy przecież po kilka razy dziennie, więc nie ma tu miejsca na używanie tandetnych noży z hipermarketu.Victorinox_ShowRoom_09 W centralnej części showroomu znajdują się zegarki naręczne, które w ofercie Victorinoxa znajdują się od 1989 roku.  Jest to nie lada gratka dla ich miłośników, bo można z bliska obejrzeć wiele pięknych modeli. Widać jednak ewidentnie, że lokomotywą całego biznesu stał się model I.N.O.X. Różne jego warianty zajmują aż trzy gabloty. Nic w tym dziwnego, jest to bowiem model wyjątkowy, który przetrwał  130 wyrafinowanych testów wytrzymałościowych. Na dodatek jest ładny, dostępny w kilku wariantach kolorystycznych i z kilkoma rodzajami pasków. A wszystko to w całkiem rozsądnej cenie (jak na szwajcarski zegarek).Victorinox_ShowRoom_11Victorinox_ShowRoom_10Victorinox_ShowRoom_14Nie zabrakło też zegarków Wengera. Okazuje się, że Victorinox nie chce całkowicie pozbyć się marki swojego dawnego konkurenta. To bardzo dobra wiadomość, zwłaszcza że Wenger plasuje się na niższej półce cenowej, zatem ma szansę dotrzeć do szerszej grupy klientów.Victorinox_ShowRoom_13Można również znaleźć zestawy prezentowe zegarek+scyzoryk zapakowane w ładne pudełko. Dowiedziałem się, że cieszą się sporym zainteresowaniem. Zatem w Polsce nie brakuje ludzi, których stać na prezenty warte kilka tysięcy złotych. Victorinox_ShowRoom_12Kolejną dywizją, której produkty znajdziemy w warszawskim showroomie to torby i akcesoria podróżne. Wśród nich kilka ciekawych modeli, jak np. Spectra Dual – Access Global Carry-On, który spełnia restrykcyjne wymagania odnośnie bagażu podręcznego w transporcie lotniczym. Jeżeli zdarza Wam się korzystać z linii RyanAir, to wiecie, że na pokład nie weźmiecie niczego większego niż 55x40x20 cm. Wspomniana torba mierzy 55x38x20 cm (to ta biała).
Victorinox_ShowRoom_15Victorinox_ShowRoom_16Torby Victorinoxa mają jeszcze jedną istotną cechę – gwarancję. Na najlepsze kolekcje udzielana jest gwarancja wieczysta, a na dodatek przez pierwsze 5 lat obejmuje uszkodzenia spowodowane przez przewoźników. Muszą być bardzo pewni swoich produktów, bo wiadomo, że wolimy nie wiedzieć co się dzieje z naszym bagażem po przekazaniu w ręce obsługi lotniska.Victorinox_ShowRoom_17Ostatnią dywizją obecną w showroomie, ale jeszcze niedostępną na polskim rynku jest odzież. Ta jest produkowana z najwyższą starannością z najlepszych materiałów, zatem nie może być tania. Markowane są niewielkim logo, co też jest zaletą. Nie znoszę wielkich emblematów producenta. Z rozmowy z Panią Joanną wynika, że na świecie zdobyła już swoich miłośników, zwłaszcza w Japonii. Ubrania te są klasyczne, eleganckie i mogą się podobać.

Wielkim nieobecnym w showroomie są kosmetyki, które nota bene w Polsce w oficjalnych kanałach są wciąż niedostępne. Końcem grudnia zeszłego roku w firmowym butiku przy ul. Ptasiej pojawiła się pojedyncza dostawa. Jak się dowiedziałem jest to bardziej badanie rynku niż poważna sprzedaż. Szkoda, bo zapachy są naprawdę ładne. Ich ceny jednak do niskich nie należą.  Załapałem się jednak na ostatki i zakupiłem najdroższy dezodorant w życiu :)

Moja wizyta w warszawskim showroomie trwała 1,5 godziny. Czas ten zleciał jak z bicza strzelił. Wszystko za sprawą niezwykle sympatycznych Pani Joanny i Pana Igora, którzy są ludźmi z pasją i można porozmawiać z nimi na wiele tematów. Wykazali się też cierpliwością do mojej osoby, bo zdarzało się, że wplatałem parę słów krytyki względem niektórych produktów. Wizyta przebiegła jednak w bardzo luźnej atmosferze i uzmysłowiła mi, że jeszcze wiele można się dowiedzieć o scyzorykach Victorinoxa. Mam nadzieję, że będzie więcej takich okazji.

Na sam koniec chciałbym bardzo serdecznie podziękować firmie Victorinox oraz Pani Joannie i Panu Igorowi za udostępnienie mi warszawskiego showroomu. Mam nadzieję, że już niedługo spotkamy się tam ponownie, być może w gronie licznej społeczności miłośników scyzoryków.

2 komentarze do “Z odwiedzinami w warszawskim showroomie Victorinoxa”

  1. Opis piękny, ale….
    Dywizja w języku polskim jest jednoznacznie związana z wojskiem i oznacza podstawowy związek taktyczny różnych rodzajów sił zbrojnych (https://pl.wikipedia.org/wiki/Dywizja)
    Natomiast angielskie division najlepiej na język polski tłumaczy się, jako dział, ew. wydział, sekcja.

    Pozdrawiam,
    Robert Popławski

    1. Użyłem takiej nazwy bo osoby z Victorinoxa, z którymi rozmawiałem, właśnie takich używają. Wcale też nie twierdzę, że moja polszczyzna jest superpoprawna. W końcu to tylko blog :)
      Pozdrawiam

Skomentuj chomik Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *