Wiem, że wśród czytelników tego bloga są również miłośnicy pięknych amerykańskich klasycznych scyzoryków. Jednak po drugiej stronie Atlantyku nie brakuje noży o prostej formie, które również są kojarzone z USA. Jednym z nich jest wzór nazywany Sod Buster, który Amerykanie kochają i wciąż pożądają traktując jak swój narodowy skarb. Tyle tylko, że pochodzący z Niemiec…
Przed I Wojną Światową wiele niemieckich firm, jak Henckels czy Herder, produkowało lekkie i proste noże składane. Miały okładki wykonane z drewna i nie miały żadnych bolsterów. W Niemczech nazywano je wielorako, ale początkowo najpopularniejszą nazwą była Shlachtmesser, a dziś najczęściej spotykamy określenie Hippekniep. Wzór ten dotarł do Stanów Zjednoczonych w latach 60-tych XX wieku za sprawą Union Cutlery, który skopiował go ale nie umiał spopularyzować. Sytuacja zmieniła się w 1967 roku kiedy to firma Case przedstawiła swojego 4-5/8-calowego Sod Bustera (wzór 38) z czarnymi kompozytowymi okładkami i wielkim nitem mocującym ostrze. Trzy lata później do oferty Case’a weszła mniejsza 3-5/8-calowa wersja, którą nazwano Sod Buster Jr. (wzór 37).W latach 70-tych i 80-tych XX wieku produkowane były tylko dwie wersje „juniora” oznaczone symbolami 2137 oraz 2137SS. Przypomnę, że jest to kod ukrywający wiele cennych informacji. Dwójka oznacza materiał, z którego wykonano okładki (czarne tworzywo), jedynka oznacza ilość ostrzy, a 37 to numer wzoru noża. SS od ang. stainless steel oznacza, że ostrze wykonano ze stali nierdzewnej. Po roku 1990 zaprzestano produkcji modelu 2137 i pozostawiono tylko model z ostrzem ze stali nierdzewnej. W 1993 roku przywrócono model z ostrzem ze stali węglowej, ale już z żółtymi okładkami i najprawdopodobniej wtedy zaczęto oznaczać go symbolem 3137CV, gdzie pierwsze trójka oznacza żółte tworzywo, a CV wskazuje na to, że ostrze wykonano ze stali chromowo-wanadowej – ang. chrome vanadium.Termin Sod Buster nie pojawił się tutaj przypadkiem. W USA tym mianem gdzieniegdzie określa się wieśniaków, a że to głównie farmerzy z niego korzystali to i nazwa wydaje się adekwatna. Swoją popularność pośród tej grupy odbiorców zawdzięcza prostocie, trwałości, wygodzie użytkowania i niskiej cenie. Jego konstrukcja jest wybitnie prosta, ot zwykły slip-joint z mosiężnymi linerami i okładkami z tworzywa sztucznego. Ale to właśnie temu zawdzięcza swoją trwałość. Tu się po prostu nie ma co zepsuć. Całość jest solidnie zanitowana, oczywiście ze znakiem rozpoznawczym w postaci wielkiego sworznia mocującego ostrze, a okładki wykonano z tworzywa zwanego Delrin, który przez Case’a jest używany do tworzenia imitacji kości, ale w tym przypadku nie ma wątpliwości że to plastik. Ostrze to wyjątkowo praktyczny drop-point (Case określa go jako skinner-blade) o długości 70 mm, grubości 2 mm i pełnym szlifie wklęsłym. Gabarytami można przyrównać go do ostrz w serii Pioneer od Victorinoxa, ale Case ma przewagę właśnie dzięki szlifowi, który w codziennym użytkowaniu wydaje się po prostu lepszy. Co ciekawe w moim „juniorze” czubek jest zaokrąglony. W innych egzemplarzach z reguły był ostry. Wprawdzie nic nie stoi na przeszkodzie żeby go naostrzyć ale właśnie taki podoba mi się bardziej. W prezentowanym modelu ostrze wykonano ze stali chromowo-wanadowej, niestety Case nie podaje dokładnie z jakiej. W sieci znalazłem informację, że to stal 1095 domieszkowana chromem i wanadem, ale nie udało mi się dotrzeć do źródła. W każdym razie jest to stal węglowa dobrze trzymająca ostrość i pozwalająca łatwo przywrócić krawędź tnącą do ładu. Trzeba jednak czuwać nad rdzą, chociaż przyznam, że w wypadku Case’a to nie jest duży problem, zwłaszcza że ostrze jest wypolerowane na lustro co dodatkowo pomaga uniknąć „rudej”. Mój leżał nienaoliwiony (robię to celowo) w suchym miejscu przez ostatnie półtora roku i plamki korozji pojawiły się tylko na grzbiecie. Kropelka pasty polerskiej i dwie minuty szorowania rozwiązały problem. Oczywiście kontakt z kwasami podczas codziennego krojenia owoców to co innego, ale piszę to głównie po to żeby tak bardzo nie bać się ostrzy ze stali węglowej. Jeżeli nóż będzie często używany to problemu nie będzie. Jeżeli jednak będzie wyciągany raz na dwa tygodnie to już raczej polecam wersję SS.Jakość wykonania stoi na bardzo wysokim poziomie. Case zdążył już nas do tego przyzwyczaić, choć w wypadku regularnych Sod Busterów widać, że nie przywiązuje tyle uwagi co do eleganckich scyzoryków. Nie należy się temu dziwić, bo to są modele pełniące funkcje wołów roboczych, ale nie oznacza że jest źle. Wszystko jest równe, symetryczne i dobrze spasowane, natomiast nie ma się tu nad czym zachwycić jak choćby w recenzowanym jakiś czas temu „orzeszku”. Do mechaniki również nie mam zastrzeżeń. Sprężyna stawia spory, ale nie za duży opór, a ostrze rozkłada się płynnie. Nity są świetnie oszlifowane i nie czuć ich pod palcem. Jest również słynne logo z kropko-gwiazdkowym kodowaniem roku produkcji konkretnego egzemplarza. W latach 2010-2019 punktem wyjścia jest 5 gwiazdek (3 na górze i 2 na dole) oraz 5 kropek (2 na górze i 3 na dole). Co roku, począwszy od 2011, znika jedna kropka zaczynając od górnych i od lewej. Od 2016 roku zaczęły znikać gwiazdki, również od góry od lewej. Na moim egzemplarzu nie ma już kropek, więc idąc tym tropem można łatwo obliczyć, że został wykonany w 2015 roku. Pełną tabelę znajdziecie na stronie Case’a.Case Sod Buster Jr. to bardzo dobry nóż, który może być świetną alternatywą dla popularnych szwajcarskich Aloxów. Jeżeli ktoś nie potrzebuje dziesiątek funkcji i woli mieć coś bardziej klasycznego to „junior” powinien spełnić jego oczekiwania. Dużą zaletą jest to, że użytkownik ma możliwość wyboru pomiędzy stalą nierdzewną a węglową. Osoby lubiące od czasu do czasu wyskoczyć na biwak z pewnością polubią wersję CV, która lepiej trzyma ostrość i jest zwyczajnie wytrzymalsza. Niedzielni użytkownicy mogą pozostać przy SS i zapomnieć o konserwacji. Na dodatek Case oferuje dwie wielkości, więc jest większa szansa na dopasowanie go do siebie. Ważne jest również, że wersja Jr. będąca slip-jointem i mająca ostrze o długości mniejszej niż 3 cale będzie legalna w Wielkiej Brytanii, co dla Polaków nie jest bez znaczenia. Warto również dodać, że dziś nie jesteśmy skazani na plastik na rękojeści i bardziej wymagający użytkownicy mogą już w ofercie Case’a znaleźć modele z okładkami z rogu byka czy kości, nie wymieniając już dziesiątek edycji specjalnych. Ma również bardzo atrakcyjną cenę (jak na Case’a) bo można go już dostać za 25$, co oczywiście w Europie, za sprawą podatków i ceł, przekłada się na ok. 45€, ale dla chcącego nic trudnego. Choć Sod Buster jest kojarzony głównie z firmą Case to należy pamiętać, że Niemcy nie zapomnieli jak się je robi. Przeszukując oferty dziesiątek firm z Solingen z pewnością natkniemy się na piękne, ręcznie robione Hippekniepy, które często mają nawet blokadę typu back-lock, jak np. Friedrich Olbertz, Hubertus czy Robert Klaas. A jeżeli dokładnie przyjrzeć się Bökerom Plus Tech-tool to szybko skojarzymy na czym wzorowano tę linię scyzoryków. Warto zainteresować się tematem bo tu w Polsce jesteśmy zdominowani przez Victorinoxa ale to wcale nie oznacza, że nie mamy wyboru. Jest większy niż można sobie wyobrazić, wystarczy otworzyć się na marki, o których jeszcze nie słyszeliśmy.
Źródła:
Steve Shackleford, Blade’s Guide to Knives and Their Values, Krause Publications 2009
Steve Pfeiffer, Collecting Case Knive – Identification and price guide, Krause Publications 2009
www.wrcase.com