Buck Knives jest amerykańską firmą nożowniczą, której historia sięga 1902 roku. Wtedy to młody Hoyt Buck pracując jako pomocnik kowala opracował nową metodę hartowania stali pozwalającą na uzyskanie trwalszej krawędzi tnącej. I nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to, że miał zaledwie 13 lat. Dziś trudno sobie wyobrazić żeby ktoś tak młody dokonał czegoś podobnego. Hoyt wykonywał noże ręcznie, a za materiał na ostrza służyły mu zużyte narzędzia. Długo nie wykorzystywał jednak swoich fenomenalnych umiejętności. Tak naprawdę rozwinął je dopiero po wybuchu II Wojny Światowej, kiedy jego talent został wykorzystany na potrzeby produkcji noży dla wojska. Po zakończeniu wojny przeniósł się z rodziną do San Diego w Kalifornii i tam wraz ze swoim synem Al’em otworzył sklep z własnymi wyrobami – H.H Buck and Son. Po śmierci ojca Al dalej zajmował się produkcją noży, ale biznes nie układał się za dobrze. Dopiero w 1961 roku, kiedy firmie udało się pozyskać inwestorów, ruszyła produkcja na większą skalę, a firma zmieniła nazwę na Buck Knives, Inc. Prawdziwa rewolucja miała miejsce w 1964 roku. Wtedy na rynek wypuszczony został model 110, który stał się absolutnym hitem. Ja prawdę powiedziawszy nie bardzo rozumiem co stoi za fenomenem tego produktu, ale ilość sprzedanych sztuk i już ponad 50-letnia produkcja mówią same za siebie. Jednak artykuł nie o tym. Jeżeli chcecie dowiedzieć się więcej na temat modelu 110 to zachęcam do odwiedzenie bloga Nożosfera.pl. W każdym razie od tego czasu Buck ma się dobrze, a jego oferta jest bardzo interesująca. Jednym z najładniejszych, moim zdaniem, modeli jest Vantage.
Buck Vantage to seria kilku podobnych modeli różniących się wielkością i zastosowanymi materiałami. Zależnie od potrzeb i posiadanego budżetu można wybierać spośród trzech typów:
- Vantage, standardowe modele EDC dostępne w dwóch wielkościach z ostrzem wykonanym ze stali 420HC
- Vantage Force – noże taktyczne, z oksydowanym ostrzem wykonanym ze stali 420HC z nico innym profilem niż standardowe modele.
- Vantage Force Pro – taktyczne noże z ostrzem w takim samym kształcie jak Vantage Force, ale wykonane ze stali S30V.
Gdzieniegdzie można znaleźć informacje o tym, że występowały również modele z ostrzem wykonanym ze stali Sandvik. Oznacza to, że każdy znajdzie coś dla siebie i bez względu na dostępny budżet może stać się posiadaczem tego pięknego noża. Ja skusiłem się na model podstawowy Vantage 345.
Buck Vantage 345 to średniej wielkości składany nóż EDC. W postaci złożonej ma długość 11 cm, co jest wartością pozwalającą nosić go wygodnie w kieszeni spodni. Jego konstrukcja jest typowa. Podstawę stanowią dwa jednomilimetrowe, stalowe linery, do których wkrętami przymocowano czarne okładki wykonane z nylonu wzmocnionego włóknem szklanym. Przyczepność do dłoni pozostawia jednak sporo do życzenia. Producent zdecydował się na zastosowanie bardzo delikatnej fakturki, która co prawda poprawia chwyt, ale nóż nie „klei” się do dłoni. Podłużne, zagłębione linie nie mają charakteru użytkowego, ale znacząco poprawiają wygląd.
W tylnej części rękojeści, pomiędzy okładkami znajduje się solidny kawałek stali, do którego przymocowano stalowy klips. Tego typu rozwiązanie nosi angielskie nazwę deep pocket, albo deep carry. W każdym razie chodzi o to, że nóż chowa się głęboko w kieszenie i nie wystaje jego żadna cześć poza klipsem. Ten można zamontować w dwóch pozycjach, dla lewo- i praworęcznych. Nie każdemu jednak przypadnie do gustu fakt, że nie ma możliwość zamontowania go po stronie osi ostrza, tak jak jest w standardzie dla większości noży na rynku. Można się jednak do tego przyzwyczaić. Sam klips nie stawia zbyt dużego oporu i bez problemu zahacza o rant kieszeni nie niszcząc go. Być może jest nawet lekko za miękki, jednak mi nigdy z kieszeni nie wypadł.
Najistotniejsze cechy użytkowe kryją się jednak w ostrzu. Na pierwszy rzut oka niczym się nie wyróżnia, ot zwykły drop-point jakich wiele z krawędzią tnącą o długości 8 cm z nieco większym „brzuchem” niż w innych modelach. Jednak już po chwili da się zauważyć kilka ciekawych szczegółów. Pierwszym z nich jest bardzo wysoki szlif wklęsły, nadający ponadprzeciętne właściwości tnące. Trzeba jednak pamiętać, że tego rodzaju szlif osłabia ostrze. W tym wypadku jego grubość to 3 mm, ale taką wartość utrzymuje tylko w górnej części. Drugą ciekawostką są ukryte pod okładkami ograniczniki oporowe. Nie znajdziemy tutaj żadnych standardowych bolców. Po prostu w linerach wokół osi obrotu wycięte są otwory w kształcie półksiężyca i to na nich operuje ukryta tulejka ograniczająca.
Ostrze można otworzyć na dwa sposoby. Podstawowym jest flipper, który umożliwia otwieranie go palcem wskazującym. Metoda ta jest zaskakująco wygodna, zwłaszcza, że wystający element wygląda jakby był nieco za mały. Jednak taki nie jest, nóż otwiera się lekko i wygodnie, chociaż trzeba sobie pomóc delikatnym ruchem nadgarstka. Ale to jest raczej cecha niż wada. Jeżeli jednak ktoś nie chce, albo nie umie, korzystać z flippera to producent przewidział możliwość otworzenie go kciukiem za pomocą owalnego otworu. Tutaj jednak nie będą zadowoleni mańkuci, bo wspomniany otwór jest z jednej strony nieco przysłonięty blokadą liner-lock.
Sama blokada to typowy liner-lock bez żadnych udziwnień. Działa bardzo dobrze. Zaskakuje z niezbyt głośnym klikiem i sprawia wrażenie wystarczająco solidnej. Nie ma się tutaj do czego przyczepić.
Stal użyta w modelu 345 to 420HC. Czyli amerykańska, budżetowa stal nierdzewna 420 ze zwiększoną zawartością węgla (high carbon). Nie jest to szczyt wytrzymałości, ale jest zupełnie wystarczająca do większości zastosowań. Ten rodzaj stali jest od lat z powodzeniem stosowany w produkcji, moim zdaniem najlepszych na świecie, multinarzędzi innej amerykańskiej firmy – Leatherman. Mój kilkunastoletni Leatherman Wave przeżył już bardzo wiele, a wciąż zachowuje pełną funkcjonalność. Jeżeli jednak komuś to nie wystarczy to wyżej wspomniałem już, że jest dostępna wersja Force Pro ze stalą S30V.
Jeżeli czytaliście inne moje artykuły to wiecie, że nie lubię kiedy na ostrzu jest zbyt dużo niepotrzebnych nadruków. Tutaj na szczęście nie ma przesady. Napisy są tylko z jednej strony. Największa jest nazwa producenta. Reszta jest już znacznie mniejsza i ukryta w pobliżu rękojeści. USA oznacza kraj produkcji. Jest to ważne dla osób, które unikają produkcji dalekowschodniej. 345 to numer modelu, a na samym dole jest dziwny symbol kropki w półokręgu. Okazuje się, że producent w ten sposób zapisuje rok produkcji danego egzemplarza. Robi to od wielu lat i może mieć znaczenie dla kolekcjonerów. Oznaczenie roku produkcji noży jest często spotykaną praktyką. Tutaj jednak nie ma zwykłego nadruku cyframi arabskimi, tylko symbolicznie. Producent w ten sposób nieco wyróżnia się z tłumu. Mój pochodzi z 2013 roku. Jest też na nim mały błąd. Widać, że podczas grawerowania ostrze poruszyło się, co skutkuje tym, że właściwy napis ma jakby cień przesunięty o ok. 2 mm. Można na to patrzeć na dwa sposoby, albo niedoróbkę, albo coś wyjątkowego. Mi to w niczym nie przeszkadza.
Jakość wykonania, poza nadrukiem, jest bardzo dobra. Wszystkie elementy są właściwie spasowane i wykończone. Nie jest to szczyt precyzji, ale nic nie odstaje. Ostrze pracuje lekko, a po rozłożeniu nie ma mowy o luzach.
Buck Vantage to w mojej opinii jeden z najładniejszych noży w ofercie tego amerykańskiego producenta. Żadna z linii nie jest przypadkowa. Grzbiet ostrza płynnie przechodzi w rękojeść. Flipper/jelec jest również ładnie wpasowany. Praca nim jest wygodna, choć w dużej dłoni rękojeść może się wydawać zbyt smukła. Jest po prostu dość cienka, ale dzięki temu wygodniej się go nosi w kieszeni. Cena również nie jest przesadzona. Najtańszy model kosztuje ok. 140 zł. Jest to po prostu bardzo dobry EDC, który również świetnie sprawdzi się na biwaku czy w górach. Ten model szybko trafił na listę moich ulubionych, które noszę na co dzień. Jest też niezła alternatywą dla innych noży, z którymi często jest zestawiany, czyli Spyderco Tenacious i Ontario Rat 1. No i ma wieczystą gwarancje, zatem może się okazać nożem na całe życie.