Każdy ma własną definicję dobrze zaprojektowanego noża EDC. Według mojej złożony ma mierzyć nie więcej niż 10 centymetrów, a ostrze ma być tak długie jak pozwala na to rękojeść. Ma być też możliwie cienki, ale żeby dobrze leżał w dłoni. Musi mieć dobrze przemyślany i przede wszystkim działający system otwierania i zamykania ostrza jedną ręką z niezawodną blokadą. Klips powinien być możliwie najmniej rzucający się w oczy, ale na tyle solidny żebym nie bał się z niego korzystać nawet przypięty luźno do plecaka. Materiały użyte w produkcji nie muszą pochodzić z wahadłowca NASA, ale mają być perfekcyjnie spasowane i wykończone. Musi też być lekki na tyle, żebym mógł zupełnie zapomnieć, że mam go w kieszeni. Te wszystkie wymagania niemal w 100% spełnia Kershaw Chill.
Kershaw do amerykańska firma założona w 1974 roku przez Pete Kershawa, który odszedł z Gerbera aby poświęcić się realizacji własnych projektów. Jego pierwsze noże zostały wyprodukowane w Japonii. Tam szybko został dostrzeżony i wchłonięty przez KAI Group, specjalizującą się w produkcji m.in noży kuchennych, nożyczek czy noży przemysłowych. Dziś Kershaw w swojej ofercie ma głównie noże sportowe i outdoorowe przeznaczone do codziennego użytku. Znany jest z powszechnej współpracy z niezależnymi projektantami, jak Ken Onion, Ernest Emerson, Grant i Gavin Hawk, Frank Centofante, Rick Hinderer czy RJ Martin. Model Chill jest dzieckiem tego ostatniego.
Kershaw Chill 3410, bo taka jest jego pełna nazwa, jest świetnie zaprojektowanym, niewielkim nożem EDC, który w postaci złożonej ma długość 98mm. Konstrukcja rękojeści jest raczej standardowa. Od strony wewnętrznej są dwa jednomilimetrowe linery, a na nie zamontowane bardzo cienkie teksturowane okładki wykonane z czarnego tworzywa G-10. W części grzbietowej na 3/4 grubości jest wzmocniona wkładką z tworzywa, co zdecydowanie usztywnia konstrukcję. Skręcony jest za pomocą trzech śrubek po każdej stronie oraz głównej będącej osią obrotu dla ostrza. To co najmniej o jedną więcej niż w większości noży EDC, które widziałem. Całość tworzy solidną rękojeść o grubości zaledwie 8mm, która jest też dość niska, bo w najgrubszym miejscu nie przekracza 2cm. Mogłoby się wydawać, że takie wymiary spowodują, że noża nie można pewnie chwycić, ale nic bardziej mylnego. W mojej dłoni leży absolutnie idealnie. Jego profil pozwala na wygodne chwycenie czterema palcami, a dzięki teksturze na okładkach nie ma obaw o wyśliźnięcie się. Teraz już wiem co niektórzy mają na myśli mówiąc, że nóż „przykleja” się do dłoni.
Klips może zostać zamontowany w dwóch położeniach, ale tylko z jednej strony. Pozwala to jednak na dostosowanie go do indywidualnych preferencji użytkownika, który lubi nosić nóż czubkiem do góry, albo do dołu. Moim zdaniem jest to zupełnie wystarczające, choć leworęczni mogę być niezadowoleni. Jest też nietypowo zamontowany, bo tuż przy samej krawędzi rękojeści, co bardzo mi się podoba. Sam klips jest bardzo wąski (ok. 5,5mm) i dość krótki (niespełna 5cm), przez co nie rzuca się w oczy, ale świetnie spełnia swoje zadanie. Przez kilka miesięcy codziennego noszenia w prawej kieszeni nigdy nie zdarzyło się żeby wypadł.
W tylnej części rękojeści projektant przewidział możliwość przywiązania parakordu.
Ostrze jest wykonane ze stali nierdzewnej 8Cr13MoV. Jest to budżetowa, chińska stal, która z powodzeniem sprawdza się w tańszych nożach. Jest zazwyczaj porównywana do 440B lub AUS-8, ale znacznie tańsza. Sprawdza się doskonale w większości codziennych zastosowań. Bardzo łatwo się ostrzy i nie trzeba tego robić przesadnie często. Jego siła tkwi jednak w czym innym, mianowicie w długości. Wkurza mnie kiedy ostrze jest krótsze niż pozwala na to konstrukcja rękojeści. Kiedy widać, że właściwie bez żadnych przeróbek mogłoby być o centymetr dłuższe. RJ Martin wykonał jednak kawał dobrej roboty, bo z tak małego noża otrzymujemy aż 76mm krawędzi tnącej, plus ok 4mm ricasso, czyli nienaostrzony fragment blisko nasady.
Ostrze to typowy drop point o grubości 2,5mm i wysokim szlifie wklęsłym. Jego wygląd może się podobać. Nie jest przekombinowany, ale też i nie banalny. Widać, że był projektowany z pomysłem i zmysłem estetycznym. Nie przesadzono też z ilością wygrawerowanych napisów. Z jednej strony jest tylko logo Kershaw, a z drugiej logo grupy KAI, nazwa modelu oraz nazwisko projektanta. No może to ostatnie jest zbyt mocno wyeksponowane, ale można na to przymrużyć oko.
Ostrze rozkłada się za pomocą zwyczajnego flippera, bez żadnego wspomagania sprężynowego. Nie trzeba też mieć silnego palca wskazującego ani paznokcia. Jest świetnie wyważony i pracuje bardzo lekko, powiedziałbym że idealnie. Sam flipper po rozłożeniu staje się jelcem, którego zadaniem jest zabezpieczenie palca przed zsunięciem się go na krawędź tnącą. Przy okazji dodaje mu charakteru.
Głownia jest oczywiście zabezpieczona przed przypadkowym złożeniem i tutaj zastosowano dobrego i sprawdzonego liner locka. Blokowana jest na sztywno. Nie ma mowy o żadnych luzach. Można mieć tylko zastrzeżenia do grubości listka blokady, który wydaje się być trochę za cienki. Wynika to oczywiście z tego, że same przekładki są cienkie, a m.in. właśnie dzięki temu uzyskano pożądany efekt stylistyczny. Nie ma też co przesadzać. Chill ma być małym EDC, a nie nożem do walki.
Nie ma również obaw o przypadkowe rozłożenie noża w kieszeni. Liner lock utrzymuje ostrze w pozycji zamkniętej i robi to nad wyraz dobrze. W pierwszej chwili w tylnej części rękojeści szukałem magnesu, który miałby przyciągać ostrze. Takie sprawia wrażenie.
Kershaw Chill to bardzo dobry produkt. Widać, że jego projekt nie powstał przypadkiem. Wszystkie elementy stylistyczne świetnie do siebie pasują. Nóż wygląda ciekawie, ale nie ostentacyjnie. Występują w nim pewne sprzeczności. Jest mały ale jego ostrze jest długie. Jest wąski, ale dobrze leży w dłoni. Jest bardzo lekki (zaledwie 56,7g), ale czuć, że to narzędzie, a nie zabawka. Zdecydowanie jest wart każdej ze 120 złotówek, które trzeba na niego wydać. Na dodatek producent udziela wieczystej gwarancji. Nic tylko brać.
Hej!!! Twoje recenzje noży są dla mnie coraz bardziej niebezpieczne dla mojego portfela….. ;)
pozdro!!!
sz!
To mam dla Ciebie złą wiadomość – będzie tego więcej.
pozostaje się cieszyć, że wybieram raczej tanie egzemplarze :)
Witaj, pisałeś że zrobisz recenzję Opinela 8 outdoor. Kiedy mniej więcej się pojawi ? Bo zastanawiam się nad kupnem :D
Lada chwila. Recenzja jest już właściwie gotowa. Pozostały ostatnie szlify :)
To super, piszesz świetne artykuły i dobrze się je czyta. Nie przestawaj :D
Dzięki za ciepłe słowa. Staram się jak mogę. Materiału na razie nie brakuje :)
Miałem propozycję kupna Chilla ale wybrałem Volta SS. Na podstawie użytkowania Volta uznałem, że Chill byłby dla mnie za mały. Volt jest niemal idealny jako nóż EDC. Obecnie szukam czegoś bardzo podobnego do Volta, bo chcę mieć równie wygodny backup. Nie chcę takiego samego noża ale coś podobnego. Jakieś propozycje? ;)
Aha, Volta kupiłem nieużywanego od prywatnego sprzedawcy za 100 zł :)
Jeżeli przypasował Ci Volt SS to może spodoba Ci się Schrade SCH311. Na pierwszy rzut oka jest zupełnie inny, ale to pozory. Też ma wysoki wklęsły szlif, metalową rękojeść i frame-locka, a na dodatek ma klips deep-carry, który ja osobiście preferuję. No i kosztuje tylko 25$.
Prócz poleconego znalazłem kilka innych fajnie wyglądających Shradów, ale niestety wszystkie mają klips u góry. Mam też wątpliwość co do stali: 9Cr18MoV – co to jest?…
9Cr18MoV to chiński odpowiednik 440B. Względem stali w Volcie ma w składzie nieco więcej węgla, chromu i niklu oraz mniej wanadu. Mechanicznie będą porównywalne ale 9Cr18MoV będzie nieco lepiej odporny na korozję.
No OK, spróbować za tę cenę by można, ale niestety nie ten klips. Ganzo chińskie czy nawet Ontario dają noże z dziurkami na klips po każdej stronie.