Dwa lata temu, na samym początku istnienia tego bloga, pisałem już o Deejo. Najpierw o samej wizji, a później o konkretnym produkcie. Chwaliłem producenta za to, że odważył się wyjść poza oklepane standardy i zaproponował coś oryginalnego. I choć projekt jest świetny i stosunkowo tani to w Polsce jak na razie nie zyskał popularności. Dlaczego? Wydaje się, że przyczyny są dwie. Pierwsza z nich to niepełna oferta. Na naszym rynku dostępne były tylko podstawowe modele, a o serii Tattoo mogliśmy tylko pomarzyć. Druga przypuszczalnie tkwi w korzeniach firmy, tj. Baladeo. Jest to bowiem francuska marka kojarzona ze sprzętem turystycznym i właśnie w takich sklepach dostępne były noże Deejo. Problem w tym, że one zostały zaprojektowane do czegoś zupełnie innego niż turystyka. Sytuacja się jednak zmienia za sprawą nowego gracza na polskim rynku – www.noze4u.pl. Miałem okazję porozmawiać z właścicielami i wydaje się, że rozumieją idee, którymi kierowali się Luc Foin i Stéphan Labeau, twórcy Deejo. Koniec z promowaniem ich jako noże turystyczne i czas powrócić do źródła, czyli rozpalania przyjemności posiadania noża w kieszeni. Dzięki www.noze4u.pl mamy nareszcie dostęp do pełnej oferty Deejo. Jeżeli jeszcze czegoś nie ma na ich stronie internetowej to z pewnością w niedługim czasie się pojawi. I chyba to jest klucz do sukcesu, bo klient musi mieć wybór. Noże te w pierwszej kolejności mają świetnie wyglądać, w drugiej podkreślać osobowość właściciela, a dopiero na końcu spełniać zadania użytkowe. Tutaj kluczową rolę odgrywa niezwykle atrakcyjne, nowoczesne wzornictwo. Obok Deejo po prostu trudno przejść obojętnie. Jest w nim to magiczne „coś”, które rozbudza chęć bezcelowego, ciągłego składania i rozkładania. Ale to nie tylko zabawka, bo w tej ultralekkiej konstrukcji, ważącej zaledwie 37 gramów, kryje się pełnowymiarowy nóż. Ma dziesięciocentymetrowe ostrze, blokadę liner-lock i klips. Wszystko czego wymagamy od EDC. Deejo oferuje jednak coś więcej, bo jak wcześniej wspomniałem ma również podkreślać osobowość. Umożliwia to seria Tattoo, na ostrzach której znajdują się wygrawerowane grafiki. Tych jest do wyboru kilkadziesiąt i są naprawdę wysokiej jakości. Producent nie ograniczył się do wzorów neutralnych, jak proste ornamenty czy motywy roślinne, ale miał na tyle odwagi żeby nawiązać również do motoryzacji, religii, mitologii, fantastyki czy magii. Zachęcam do obejrzenia ich z bliska, bo na żywo wyglądają zdecydowanie lepiej niż na zdjęciach. Ja do swojej kolekcji wybrałem dwa modele będące przedstawicielami skrajnych kategorii, neutralny Art Nouveau oraz tajemniczy Esoteric.Grafika na modelu Art Nouveau nawiązuje do stylu w sztuce europejskiej z końca XIX wieku, w Polsce nazywanym secesją. Jego charakterystycznymi cechami są m.in. płynne faliste linie oraz ornamentacja roślinna i właśnie to znajdziemy na ostrzu. W mojej ocenie jest to wzór zupełnie neutralny, pasujący zarówno do kobiet jak i mężczyzn. Nie wzbudza ani pozytywnych, ani negatywnych emocji. Jest po prostu ładny. Naniesiono go bardzo starannie i jest to prawdziwy grawer, wyraźnie wyczuwalny pod palcem. Świetnie współgra z matowym wykończeniem metalu i okładką z drewna jałowca.Z kolei model Esoteric przesiąknięty jest symbolami o różnych znaczeniach. Kruczoczarne wykończenie, niezrozumiały tekst zapisany „Runami Honoriusza”, kalendarz tebański czy (białe) pentagramy. Jedni zobaczą tu symbole magiczne, a inni popłyną w świat fantasy. Każdy może zinterpretować je po swojemu. Sam nadruk wykonany jest inną techniką niż w przypadku Art Nouveau. Nie czuć go pod palcem, ma platynowy kolor, a całość świetnie koresponduje z jałowcową okładką.
Lubię kiedy producent jasno i wyraźnie podaje rodzaj i parametry materiałów, z których wykonany jest nóż. Deejo jest tutaj wzorem do naśladowania i to nawet mimo tego, że nie za bardzo ma się czym chwalić. Z dołączonej ulotki dowiadujemy się, że wszystkie metalowe elementy wykonane są ze sali nierdzewnej 2Cr13. Wskazuje to jednoznacznie, że producent postawił na wysoką nierdzewność i łatwość utrzymania kosztem wytrzymałości. Te cechy wynikają z tego, że w składzie jest niewielka zawartość węgla, czego konsekwencją jest twardość ostrza wynosząca tylko 52-54 HRC. Poza tym głownia jest długa, smukła i cienka, a na dodatek ma wklęsły szlif. Nie ma co dramatyzować, taka kombinacja jest często spotykana w ładnych nożach, ale powiedzmy to wprost – to nie jest wół roboczy. Zresztą widać to na pierwszy rzut oka. Za to poziomu odporności na korozję mogą pozazdrościć nawet najdroższe superstale.Mechanika Deejo stoi na bardzo wysokim poziomie. Producent nie stoi w miejscu i systematycznie poprawia niektóre elementy. Da się to zaobserwować porównując mój dwuletni model Wood z aktualnymi. W nowych liner jest o ułamek milimetra grubszy, przez co blokada jest pewniejsza, a cała rękojeść odrobinę sztywniejsza. Poprawiono też inne drobiazgi. Zaokrąglono ostre krawędzie i lekko przeprojektowano tylną część głowni, a konkretnie fragment stykający się z kołkiem oporowym. W starym modelu zdarzało mi się solidnie zadrapać dłoń gdy wkładałem rękę do kieszeni. Teraz ten problem został wyeliminowany. Skrócono też klips, który był zwyczajnie za długi.
Do jakości wykonania też nie można mieć zastrzeżeń. Wszystko do siebie pasuje, nic nie ostaje i nie skrzypi. Całość jest bardzo ładnie zapakowana w pudełko z plastikowym przezroczystym wieczkiem. Każdy z modeli można obejrzeć przed przecięciem plomby. W pakiecie otrzymujemy fajny woreczek na nóż, dzięki czemu nie porysuje się o inne przedmioty w kieszeni.
Deejo to nóż wagi piórkowej. Jego delikatna konstrukcja i zastosowane materiały wskazują na to, że nie nadaje się do cięższej pracy. Jego głównym zadaniem jest świetnie wyglądać i z tego wywiązuje się znakomicie. Dodatkowo dzięki szerokiej gamie „tatuaży” może podkreślić alter ego właściciela. Wielu z nas na co dzień tkwi w korporacyjnym świecie, gdzie niekiedy zmuszeni jesteśmy do wdziewania koszul, krawatów i niewygodnych butów. Taki mały drobiazg w kieszeni pozwala choć trochę poczuć się sobą i podczas drugiego śniadania pokazać, że jesteśmy np. zapalonymi motocyklistami i mamy nóż z rysunkiem iskrzącej świecy zapłonowej, czaszką i tłokami; tylko nie wypadało nam przed klientem stanąć w ulubionej skórzanej kurtce. To jest właśnie istota Deejo. Jego cechy użytkowe schodzą na drugi plan, co nie znaczy że jest bezużyteczny. Jako nóż sprawdzi się w zadaniach wymagających ostrego narzędzia ale bez użycia siły. Bez problemu poradzi sobie z przygotowaniem posiłku, obraniem owoców, otwieraniu kopert czy ucinaniem odstających nitek. Jednak nie próbujcie rozłupywać nim drewna i ciąć węży ogrodowych. Nie tędy droga.Deejo to fantastyczny projekt i bardzo mnie cieszy, że nareszcie w Polsce można podziwiać go w pełnej krasie. Konstrukcja z jednym linerem nie każdemu się spodoba, ale coś w niej musi być skoro w swojej ofercie mają je również tacy producenci jak Claude Dozorme, czy CRKT. Jedyną rzeczą, która mnie nie przekonuje to zastosowana stal. Niby do zakładanych celów zupełnie wystarczy, ale wolałbym mieć możliwość wyboru czegoś mocniejszego. Z drugiej strony zastosowanie bardziej wyrafinowanego materiału miałoby istotny wpływ na cenę. A ta jest już na granicy atrakcyjności. Zatem wariant z szeroką gamą nadruków i wykończeń wydaje się być rozsądniejszy. Producent musi sobie zdawać sprawę z tego, że wielu osobom ten nóż się bardzo podoba, ale z praktycznych względów sami go sobie nie kupią. Z pewnością jednak ucieszą się jeżeli otrzymają go w prezencie. A przecież święta tuż tuż i właśnie zaczyna się zakupowy szał. Deejo z ceną w zakresie 100-200 zł powinno świetnie wpasować się w przewidziany budżet. Prezentowane modele obecnie można kupić za 175 zł i warto się spieszyć póki są promocje. Stylowy nóż będzie fajnym podarunkiem i prawie każdy facet uraduje się jeżeli znajdzie taki pod choinką, zwłaszcza jeżeli spodziewa się kolejnych skarpetek.