Tradycyjne szwajcarskie scyzoryki są symbolem trwałości i funkcjonalności. Ilość dostępnych w nich narzędzi jest zdumiewająca i z pewnością każdy znajdzie coś dla siebie. Mają jednak niewielkie ostrza i trudno się temu dziwić biorąc pod uwagę ich kieszonkowe rozmiary. Dlatego Victorinox i Wenger, które jeszcze wtedy były firmami konkurencyjnymi, wprowadziły swojego czasu na rynek modele większe. Te od Victorinoxa mierzyły 111 mm i ich reprezentantem jest aktualny nóż szwajcarskiej armii, który opisywałem kilka miesięcy temu. Natomiast największe modele Wengera mierzyły aż 130 mm i to właśnie jeden z nich jest tematem tego artykułu.
RangerGrip 78 jest konstrukcją, którą Victorinox odziedziczył po przejęciu Wengera i po nieznacznych modyfikacjach wprowadził do swojej oferty w kolekcji Delémont. Sama seria ma jednak już 25-letnią historię, bo pierwszy model Ranger został wprowadzony na rynek ok. 1990 roku jeszcze przez Wengera. Wówczas były to największe scyzoryki zaliczane do kategorii Swiss Army Knife, bo mierzyły aż 120 mm. Jakby tego było mała w 2007 roku scyzoryk „urósł” do 130 mm i w takiej formie znamy go dziś. Przejęcie Wengera przez Victorinoxa rodziło pytania w jakiej formie modele Ranger trafią do oferty i dołączą do obecnych już modeli mierzących 111 mm. Były to na tyle dobre produkty, że rezygnacja z nich byłaby nieodpowiedzialna. Na szczęście seria została ocalona i w 2013 roku uzupełniła ofertę szwajcarskich scyzoryków o duże modele 130 mm.
Range Gripa 78 trudno zaliczyć do grupy scyzoryków kieszonkowych. Jest po prostu ogromny. Jego wymiary zewnętrzne to 130x33x22,5 mm. Jest też ciężki, bo jego waga to aż 172 gramy. Wygodne noszenie go w kieszeni jest właściwie wykluczone. Jeżeli ktoś koniecznie chce go nosić przy sobie to w grę wchodzi tylko futerał przypięty do pasa, lub plecak. Ale to nie są jego wady, tylko cechy. Jego duże rozmiary umożliwiły wyposażenie scyzoryka w pełnowymiarowe, wygodne narzędzia, które nie mają sobie równych na biwaku.
Konstrukcja RangerGripa jest typowa i składa się z trzech warstw narzędzi oddzielonych przekładkami. Te obok ostrza są stalowe, a pozostałe aluminiowe. Grube okładki wykonano z dobrze nam znanego tworzywa, które dodatkowo uzupełniono lepiej chwytną, gumowaną, czarną mieszanką. Nóż bardzo dobrze leży nawet w dużej dłoni i nieźle się jej trzyma.
Duże rozmiary scyzoryka pozwoliły na zastosowanie konkretnej wielkości ostrza. Jego długość to 10 cm, a grubość to 2,5 mm. Wyposażono je w ucho umożliwiające rozłożenie jedną ręką. Mimo swojego dziwacznego kształtu sprawdza się dobrze i nie ma problem z odpowiednim ułożeniem kciuka. Na jednej krawędzi ucha znajdują się ząbki, których zadaniem jest zwiększenie przyczepności kciuka podczas pracy. Moim zdaniem jednak niczego one nie poprawiają, są za mało agresywne i nie zapewniają przyczepności.
Jedną dziwną cechą jest długość krawędzi tnącej, która wynosi niespełna 9 cm. Po prostu 1,5-centymetrowy fragment od strony rękojeści jest zwyczajnie nienaostrzony. Nie bardzo rozumiem dlaczego. Na oko nic nie stoi na przeszkodzie, żeby wydłużyć krawędź o minimum 0,5 cm.
Istotną cechą serii Ranger jest blokada ostrza. Jak we wszystkich szwajcarskich scyzorykach zastosowano standardową blokadę slip-joint, ale tutaj uzupełniono ją o nieco zmodyfikowanego liner-locka. Jedna ze stalowych przekładek pełni funkcję sprężyny blokady, natomiast do jej zwolnienia zastosowano przycisk ukryty pod logiem producenta. Po prostu należy je wcisnąć, żeby zwolnić blokadę. To rozwiązanie bardzo mi się podoba, chociaż osoby z wielkimi palcami mogą mieć problem, bo mogą mieć trudności z wciśnięciem odpowiednio głęboko. Blokada zaskakuje bardzo głęboko z głośnym klikiem. Nie ma obawy o przypadkowe zwolnienie. Jednak czuć lekki luz na blokadzie. To wynika z tego, że tylna część ostrza jest ścięta pod kątem prostym i listek liner-locka nie przylega ściśle.
Obok ostrza jest też spora piła do drewna o długości samej krawędzi ząbkowanej wynoszącej 10 cm. Sprawdza się wyśmienicie i ucinanie gałęzi pod konstrukcję pod kociołek ogniskowy jest czystą przyjemnością. Jedynym mankamentem jest problem z wygodnym chwyceniem, bo wystające ucho ostrza głównego nieco przeszkadza. Ale przecięcie kilku badyli nie stanowi problemu. Piła ma przekrój trapezowy, więc się nie klinuje podczas cięcia i fabrycznie jest bardzo ostra. Tutaj producent nie zdecydował się na dodatkową blokadę i piła operuje na zwykłej sprężynie slip-joint.
W trzeciej warstwie znajdują się otwieracze do butelek i puszek. Są to już zupełnie typowe dla Victorinoxa konstrukcje ze śrubokrętami na końcach. Po drugiej stronie rękojeści znalazło się jeszcze miejsce na śrubokręt krzyżakowy oraz szpikulec z otworem na dratwę. Pisałem już o nich wielokrotnie, więc tylko zaznaczę, że są i działają. Obowiązkowo musi też być pinceta i wykałaczka. Tutaj ich nie zabrakło. W jednej okładce (tej bliżej dłoni trzymając w prawej ręce) ukryta oba te przydatne narzędzia.
O jakość możemy być spokojni. Victorinox przyzwyczaił nas już do tego, że ich produkty są idealne. Użyta stal i tworzywa sprawdzają się już od lat i nie ma obawy, że coś nie będzie wystarczająco trwałe. Poza tym producent udziela wieczystej gwarancji na swoje scyzoryki, zatem nie ma obawy.
RangerGrip 78 to jeden z najlepszych scyzoryków jaki można wybrać na biwak. Ma właściwie wszystkie potrzebne narzędzia. Duże ostrze i zestaw otwieraczy umożliwiają wygodne przygotowywanie posiłków, a spora piła pozwoli na wykonanie podstawowych prac z pionierki obozowej. Dodatkowo drzazgę można wyjąć pincetą, a resztki jedzenia wydłubać z między zębów wykałaczką. Jest po prostu kompletny i mimo sporych rozmiarów wciąż zachował cechy scyzoryka, może nie kieszonkowego, ale scyzoryka. Recenzując nóż szwajcarskiej armii uznałem go za jeden z pięciu najlepszych noży biwakowych jakie można kupić. Dziś RangerGrip 78 dołącza do tej listy i staje się jej zdecydowanym liderem. Jeżeli na bezludną wyspę mógłbym zabrać tylko jeden nóż, to byłby to właśnie Victorinox RangerGrip 78.
nóż świetny, mam ten model tylko jeszcze w wersji Wengera, szkoda że Victorinox musiał wcisnąć do niego swoją wersję otwieracza do konserw, bo moim zdaniem wersja Wengerowa w praktyce sprawdza się o wiele lepiej