Rynek amerykański jest dla Victorinoxa jednym z najważniejszych. To tam sprzedawanych jest najwięcej ich produktów i to właśnie w USA jest największa grupa kolekcjonerów szwajcarskich gadżetów. Małe zachwianie nastąpiło w 2001 roku kiedy to z bezcłowych lotniskowych sklepów musiałby zniknąć wszystkie ostre narzędzia, ale fani pozostali wierni swojej ulubionej marce. Jednak mimo bardzo szerokiej oferty ludziom związanym z myślistwem i szeroko rozumianym outdoorem brakowało czegoś większego kalibru. Dostępny model Hunter był po prostu zwyczajnym scyzorykiem z linii 111 mm z dodatkowym, przykrótkim ostrzem do patroszenia. Sprawa się nieco poprawiła w 2011 roku kiedy do oferty Victorinoxa weszły nowe modele Hunter (XS, XT i XT-CS), również oparte o konstrukcję 111 mm, ale już z dużo większym ostrzem do patroszenia i do tego blokowanym. To jednak nie wystarczyło Amerykanom, u których wszystko musi być większe. W 2013 Victorinox wyszedł im naprzeciw dodając do swojej oferty nóż myśliwski Hunter Pro oparty o zupełnie nową konstrukcję, może nie innowacyjną, ale całkowicie nie podobną do czegokolwiek innego z jego dotychczasowej oferty. Nie jest to już scyzoryk, ale spory nóż aspirujący do miana woła roboczego.Tym razem szwajcarski producent sięgnął po typową konstrukcję z blokadą back-lock. Niezbyt wyszukaną, ale sprawdzoną w najcięższych warunkach. Jeśli miałbym określić go jednym słowem to byłoby to „bezkompromisowy”. Jest duży, bo w postaci złożonej ma 130 mm długości i waży 161 gramów. Nie ma tu mowy o klipsie czy spłaszczonej rękojeści żeby dobrze leżał w kieszeni. On ma dobrze leżeć w dłoni, a transport ma się odbywać przy pasie w dołączonym futerale. Żadnych zbędnych ozdób, żadnych wodotrysków. Tylko dwa grube linery, solidna blokada back-lock, chwytna rękojeść i duże ostrze. Trudno doszukiwać się tu podobieństw z dotychczasową ofertą Victorinoxa bo nawet materiały są inne. Linery wykonane są ze stali, a nie aluminium jak w wypadku scyzoryków. Blokada back-lock jest w pewnym sensie nowością. Mówię „w pewnym sensie”, bo odziedziczone po Wengerze scyzoryki z lini Evolution miały właśnie blokadę back-lock, ale z dźwignią zwalnianą palcem wskazującym. Jednak z jakiegoś powodu zarówno Wenger jak i Victorinox nazywają ją liner-lockiem, mimo że nim nie jest. Tutaj jednak po raz pierwszy mamy rozwiązanie typowe, z normalną dźwignią wzdłuż grzbietu rękojeści. Właściwie tylko materiał okładek jest już nam znany, choćby ze scyzoryka armii szwajcarskiej. Tutaj również są wykonane z poliamidu, tylko w całości z tej bardziej miękkiej i chwytnej mieszanki. Tworzywo lekko poddaje się pod naciskiem, ale dzięki temu sprawia wrażenie, że pewniej leży w dłoni. W połączeniu z aż 2-centymetrową grubością oraz dobrym wyprofilowaniem otrzymujemy rękojeść jakiej nie powstydzą się nawet noże z ostrzem stałym. Nie jestem tylko do końca przekonany do sposobu przymocowania okładek, bo jest to zrobione dokładnie w taki sam sposób jak w scyzorykach, czyli na wcisk. Ma to niewątpliwie zaletę, bo można je łatwo odpiąć i wyczyści, albo nawet w razie zniszczenia wymienić. Tylko czy wytrzyma trudy obozowania? Pozostaje mieć nadzieję, że tak.Ostrze to drop-point z nietypowym dla Victorinoxa niskim płaskim szlifem spotykanym zwykle w nożach skandynawskich. Tego rodzaju klingi wyśmienicie nadają się do pracy w drewnie i różnych robotach obozowych. Długość krawędzi tnącej to aż 10 cm, czyli jest to już solidny kawał noża. Zaskakuje nieco grubość głowni, bo wynosi tylko 2,8 mm. W nożach tej wielkości spodziewać by się należało raczej 3, a może nawet 3,5 mm. Tutaj wygląda na to, że producent postanowił wykorzystać zalety zastosowanego szlifu, dzięki któremu głownia zachowuje pełną grubość na dużej powierzchni. Skutkiem jest zwiększenie wytrzymałości i wagi, która w nożu tej wielkości bywa nawet pożądana. Stal użyta w ostrzu to X38CrMo14 o twardości 55,5 HRC. W celu uzyskania tej informacji przeprowadziłem małe dochodzenie. Nie pasowały mi do siebie parametry podawane przez wielu sprzedawców i recenzentów jakoby stalą użytą w Hunter Pro była 440C o twardości 56 HRC. Nie widziałem sensu stosowania takiej stali przy stosunkowo niewielkiej twardości. Victorinox w oficjalnych materiałach nie podaje tej informacji, dlatego postanowiłem zwrócić się do niego z zapytaniem. Po wymianie kilku e-maili okazało się, że 440C to nieprawda, a w filmie promocyjnym na YouTube jest błąd, którego nie byli świadomi. X38CrMo14 ma nieco mniejszą zawartość węgla niż ostrza w scyzorykach (tam jest stal X55CrMo14), czyli stal jest nieco bardziej miękka. Victorinox tłumaczy to, zresztą zgodnie z prawdą, że taka konfiguracja ma wyższa odporność na korozję oraz wyższą udarność. Ten ostatni parametr oznacza, że stal jest odporniejsza na pękanie przy obciążeniu dynamicznym (uderzeniu). To z tego powodu siekiery i toporki mają zwykle twardość znacznie niższą niż ostrza noży, bo nawet 50 HRC. W każdym razie w wypadku Hunter Pro będzie trzeba dość często sięgać po ostrzałkę, na szczęście nie będzie potrzeby wykonywania żadnych innych zabiegów konserwacyjnych. Ostrze zostało zaprojektowane do otwierania jedną ręką dzięki sporemu, owalnemu otworowi na kciuk. To rozwiązanie już znamy ze scyzoryków 111 mm. Tutaj z racji tego, że samo ostrze jest większe to nie było potrzeby robienia dużego garba, a ten który już powstał wykorzystano na bardzo delikatne ząbkowanie (jimping), na którym można wygodnie oprzeć kciuk kiedy potrzebujemy przyłożyć większej siły na głownię przy precyzyjnych pracach. Ząbki nie kłują i nie drapią ale dają solidne podparcie.
Jak już wcześniej wspomniałem ostrze jest blokowane typowym back-lockiem. Zapadka zaskakuje na ok. 2 mm, co przy tej wielkości noża nie jest jakimś szaleństwem. Nie ma jednak obawy o przypadkowe złożenie. Wszystko działa jak trzeba, nie ma luzów i nie trzeba się siłować ze sprężyną.
Jakość wykonania jest bardzo wysoka. Nie ma się do czego przyczepić, chociaż Victorinox nieco inaczej podchodzi do spasowania elementów na łączeniach. Tutaj każda krawędź jest zaokrąglona i np. styk ostrza z dźwignią blokady jest wyraźnie widoczny. Inni producenci raczej starają się to maskować. Nie można mieć również żadnych zastrzeżeń do okładek, które szczelnie okalają linery. Dzięki temu ograniczono do minimum jakiekolwiek ostre krawędzie, które przeszkadzałyby choćby w najmniejszym stopniu. Jakby jeszcze było mało różnic względem reszty oferty to nie znajdziemy tutaj charakterystycznego logo z białym krzyżem na czerwonej tarczy, tylko pięknie wygrawerowano je na ostrzu. Gdyby nie to, że biały krzyż na okładkach jest symbolem kultowym to życzyłbym sobie taką grawerkę na wszystkich scyzorykach. Wygląda to super profesjonalnie i elegancko. W przeciwieństwie do dużego, wypukłego logo wkomponowanego w okładkę, które z kolei wygląda tandetnie. Ale ten nóż nie ma być piękny, tylko skuteczny.Victorinox Hunter Pro w pierwszej chwili wzbudził we mnie mieszane uczucia. Jednak im dłużej z nim obcuję tym bardziej się do niego przekonuję. Analizując jego poszczególne detale okazuje się, że wszystko jest na swoim miejscu. Może nie jest najpiękniejszy, ale nie o to chodziło przy jego projektowaniu. To miał być zamiennik dla noża z ostrzem stałym i moim zdaniem wyszło to całkiem nieźle. Rękojeść jest bardzo wygodna i gotowa na wielogodzinną pracę bez odcisków. Nóż z powodzeniem sprosta ciężkim zadaniom. Myśliwi powinni być zadowoleni, a fani survivalu jeszcze bardziej. Trzeba tylko przygotować się na wydatek około 290 zł. I tu trzeba jasno powiedzieć, że to zdecydowanie za dużo. Biorąc pod uwagę rodzaj zastosowanych materiałów oraz fakt, że większość części wychodzi z maszyn i nie ma tu żmudnej ręcznej obróbki; to cena powinna być o 100 zł niższa. Na rynku nie ma zbyt wielu noży o podobnych parametrach. Mam tu na myśli, konstrukcję, wielkość, rodzaj zastosowanej stali oraz to jak zbudowana jest rękojeść. Niewielu producentów oferuje też składane noże tego rozmiaru. Ale te, które udało mi się znaleźć, jak np. Gerber Gator, są sporo tańsze. Trzeba oczywiście wziąć poprawkę na miejsce produkcji bo Hunter naturalnie jest produkowany w Szwajcarii i wielu z chęcią za to dopłaci, ale prawie 300 zł to przesada. Jest to jednak dość udany eksperyment producenta, który dotychczas w swoim portfolio nie miał niczego podobnego. Poleciłbym go każdemu, kto szuka noża z bardzo wygodną rękojeścią, gotowego sprostać ciężkim zadaniom, a jednocześnie niewymagającego nadmiaru zabiegów konserwacyjnych. Ostrzenie miękkiej stali to nie problem i można się z tym pogodzić. Kupić go można w każdym sklepie, który handluje Victorinoxem. Dostępny jest również w wersji z okładkami w kolorze pomarańczowym oraz wykonanymi z drewna orzechowego. Tego ostatniego jednak nie polecam ze względu na cenę, która może sięgnąć nawet 500 zł. Z tego co zaobserwowałem to nawet miłośnicy marki bywają sceptycznie nastawieni do Hunter Pro, dlatego sami oceńcie czy tańsze modele są warte swojej ceny. To dobry nóż, ale niestety dopłacamy za logo.
Źródła:
www.sakwiki.com
www.victorinox.com
www.youtube.com/watch?v=gxQwQcOUZh8
Jedna ale ważna wada:
Brak otworu lub uszka do zaczepienia smyczy…
w terenie, nad wodą tak łatwo przez to stracić nóż za 300 zł.
Wielka szkoda, inaczej kupiłbym od razu.
Karabińczyk za oczko do otwierania i git
Najnowszy model już ma uszko.
Ciekawy nożyk,wygląd wabi potencjalnego nabywcę, lecz mógłby być tańszy. Kiedy go obejrzę dokładnie będę wiedział, czy kupić.
Na YouTube są filmiki, które ukazują alternatywne ostrza dla tego produktu.