Lone Wolf Knives City Knife – wilk na wyginięciu

Nieistniejące już marki, które niegdyś produkowały wysokiej jakości noże, dziś stają się kultowe. Nie inaczej jest z Lone Wolf Knives, którego produkty zaczynają być poszukiwane przez kolekcjonerów, ale nie tylko, bo przecież miały sporo do zaoferowania i wciąż sprawdzają się w codziennym użytkowaniu. Ja niespodziewanie natrafiłem na swój egzemplarz podczas Wystawy Noży i Zlotu Grupy knives.pl, która kolejny raz odbyła się w warszawskim Pałacu Kultury i Nauki. Na jednym z dziesiątek stoisk pośród wielu ciekawych modeli moją uwagę przykuł niepozorny nożyk, który kształtem przypominał mi znany ze stajni Fantoni model Dweller, ale nim nie był. Okazało się, że trafiłem na jego protoplastę.

W listopadzie 2001 roku kilku były pracowników amerykańskiej firmy Gerber Legendary Blades utworzyło nową – Lone Wolf Knives. Pod przewodnictwem byłego prezesa Gerbera – Jima Wehrsa – postawiono na odważniejsze wzornictwo, wyszukane materiały i finezyjne zdobienia. Do współpracy zaproszono dwóch znanych projektantów. Pierwszym z nich był Paul W. Poehlmann – specjalizujący się w precyzyjnie wykonanych nożach eleganckich, oraz właściciel patentu na jeden z pierwszych i ciekawszych systemów rozkładania noża jedną ręką z blokadą nazywaną Axial-Lock. Drugim był William W. Harsey, którego konikiem były noże taktyczne. Oczywiście w międzyczasie współpracowano z wieloma innymi projektantami, ale to oni byli trzonem firmy. Ta jednak nie przetrwała zbyt długo i wobec problemów finansowych w październiku 2010 roku została zakupiona przez Benchmade’a. Ten początkowo dawał nadzieję, że konstrukcje Lone Wolf Knives będą nadal produkowane pod inną marką, ale plany były inne. Benchmade zrezygnował z najlepszych pomysłów LWK, np. zaprzestał produkcję noży z blokadą Axial-Lock tłumacząc się, że złożenie mechanizmu zajmuje doświadczonemu pracownikowi nawet 15 minut, a to zbyt długo jak na masową produkcję. Noże zaprojektowane jeszcze przez LWK pojawiły się później w serii Hunt, gdzie do dzisiaj kilka modeli bardzo mocno je przypomina. Wystarczy porównać modele Benchmade Hunt Small Summit Lake i Lone Wolf Knives Mini-Landslide, później zestawić je z nowym hitem od Benchmade’a – modelem Proper, i wyciągnąć wnioski. Ostatecznie Benchmade „ubił” markę LWK przez co polała się na niego spora fala hejtu. Niestety znów wygrał pieniądz.  City Knife jest projektem R.W. Lovelessa, jednego z najbardziej znanych projektantów, który umiejętnie łączył klasyczne wzornictwo z nowoczesnymi materiałami. Wspominałem już o tym przy okazji artykułu poświęconemu nożowi PCx ze stajni Fällknivena. To właśnie prace Lovelessa były główną inspiracją dla Szwedów tworzących słynną serię „P”. Tutaj mamy jednak do czynienia z formą o wiele bardziej klasyczną, ale same materiały już nie są takie konwencjonalne. City Knife, jak sama nazwa wskazuje, ma być nożem do miasta, który zmieści się w każdej kieszeni i będzie zawsze pod ręką. Dlatego jego niewielkie rozmiary będą tutaj zaletą. Rękojeść ma długość 96 mm, co pozwala na całkiem wygodne objęcie czterema palcami. Konstrukcyjnie jest to typowy slip-joint, którego bazą są dwa stalowe linery ze zintegrowanymi bolsterami. Na tym jednak jego „klasyczność” się kończy. W przeciwieństwie do innych tego typu noży ten nie jest nitowany tylko skręcany i można go łatwo rozebrać, co ma też jedną wadę, ale o tym później. Okładki z kolei wykonano z micarty, o której więcej pisałem przy okazji artykułu o Mueli. Nie jestem jej wielkim miłośnikiem ale będąc obiektywnym należy powiedzieć, że to jeden z najlepszych materiałów na okładki w ogóle. Jest trwały, łatwy w obróbce, można bawić się jego wyglądem i może być elegancki. W tym przypadku jest w typowym dla micarty wzorze płótna. Dodatkowego smaczku nadaje niewielka pomarańczowa wstawka pomiędzy okładką a bolsterem. To zwykły kawałek tworzywa sztucznego, ale dodaje klasycznej formie nieco życia.Sercem każdego noża jest jego ostrze, które w tym przypadku bije bardzo mocno. Jest niewielkie bo ma zaledwie 64 mm długości, ale dzięki profilowi warncliff ma 60-milimetrową, prostą krawędź tnącą. Nie przesadzono też z grubością, która wynosi 2,3 mm. Do niewielkiego noża EDC jak znalazł. Można by się przyczepić do tego, że jest za krótkie względem rękojeści, ale tutaj chyba chodziło o to żeby nie było dłuższe niż 2,5 cala, a jednocześnie żeby rękojeść nie była zbyt krótka. Ma to sens jeżeli weźmiemy pod uwagę dziwne przepisy obowiązujące w różnych zakątkach świata. Takie wymiary powodują, że można bez obaw nosić go nawet w krajach gdzie prawo jest pod tym względem bardzo surowe.
Głównym wyróżnikiem na tle wszystkich pozostałych noży tego typu jest zastosowana stal. Producent zwykł ją nazywać LV-03. Pod tą tajemniczą nazwą kryje się kompozycja o identycznym składzie jak w Sandvik 19C27. Ta z kolei jest często nazywana budżetową wersją VG-10. Oznacza to, że w City Knife znajdziemy jedną z najlepszych stali jakie w ogóle możemy spotkać w nożach klasycznych. Jest to stal nierdzewna zahartowana do twardości 61-62 HRC. Pozwoli to na długo zapomnieć o ostrzałce, zwłaszcza że ten nóż nie został zaprojektowany do ciężkiej pracy, tylko do codziennego obierania owoców czy otwieranie paczek.Firma Lone Wolf Knives większość swoich noży produkowała w USA. Ten model został jednak wykonany przez włoską firmę Fantoni. Nie jest to bynajmniej żadna ujma. Fantoni to znana i szanowana firma z włoskiej stolicy nożowniczej – Maniago. To tam swoje siedziby mają również takie firmy jak LionSteel, Antonini, Maserin, Fox czy rodzina Bertram. Maniago jest jedną z czterech stolic nożowniczych Europy – obok niemieckiego Solingen, francuskiego Thiers i hiszpańskiego Albacete (100 lat temu do tego grona zaliczano jeszcze angielskie Sheffield). Fantoni nie omieszkało umieścić tu i ówdzie swojego logo, co początkowo wprowadziło mnie w konsternację. Po jednej stronie znajduje się informacja, że to nóż marki Lone Wolf Knives zaprojektowany przez R.W. Lovelessa. Na ricasso nadrukowano również nazwę modelu. Ale po drugiej stronie umieszczono małe logo Fantoni z napisem „Italy”. Na dodatek do zestawu dodano skórzany futeralik, na którym znajduje się już duże logo i napis Fantoni. Całość była jednak zamknięta w stalowym pudełku z logo Lone Wolf Knives. Nie wiem z czego to wynika. Fantoni generalnie jest marką bardziej znaną niż Lone Wolf Knives i być może był to zabieg mający na celu przyciągnięcie większej ilości klientów.W każdym razie Fantoni umie robić noże, a City Knife jest tego dowodem. Jakość wykonania jest bardzo wysoka. Nie ma tutaj żadnych szpar czy istotnych niedoróbek. Mechanicznie również wszystko działa jak należy. Ostrze rozkłada się łatwo, a sprężyna bardzo dobrze utrzymuje je na swoim miejscu. Jest też tzw. half-stop, czyli ostrze pierwszy raz „zaskakuje” przy kącie 90 stopni. Nie ma absolutnie żadnych luzów, a nawet gdyby były to można je zniwelować po prostu dokręcając śrubki. Jest tutaj tylko jeden drobny mankament, o którym napomknąłem powyżej. Wynika to z tego, że w nożu nie zastosowano ani grama kleju i wszystkie elementy można z łatwością odkręcić. Niestety w takiej sytuacji bardzo często się zdarza, że w którymś miejscu okładki nie przylegają ściśle do linerów i niestety taka przypadłość spotkała City Knife w jego tylnej części. Ten drobiazg nie ma wpływu na użyteczność narzędzia, ale nosząc w kieszenie prawdopodobnie szybko dostaną się tam jakieś paprochy, które zepsują wrażenia wizualne. Naturalnie łatwo to wyczyścić, wystarczy odkręcić okładki, ale w tej półce cenowej coś takiego nie powinno występować. Nie stosowanie kleju w nożach klasycznych jest uznawane za zaletę i niejako potwierdzenie kunsztu rzemieślnika. I rzeczywiście jeżeli efekt powala, jak np. w wypadku Great Eastern Cutlery, to tak to należy traktować. Ale City Knife pozostawia niedosyt.Lone Wolf Knives – City Knife to naprawdę ciekawy nóż. W klasycznej formie zamknięto wszystko to czego oczekujemy od nowoczesnego noża EDC. Jest elegancja, bolstery, micarta, otwór na linkę/rzemień i porządna stal. Potrzeba nie lada umiejętności żeby połączyć ze sobą te sprzeczne cechy, ale to jest właśnie domena znanych projektantów jakim niewątpliwie był R.W. Loveless. Pasuje na każdą okazję i żaden elegancki mężczyzna nie będzie musiał się go wstydzić. Problem tylko w tym, że nie za bardzo da się go dzisiaj kupić. Noże tej marki zaczynają być coraz bardziej poszukiwane przez kolekcjonerów, a ceny zaczynają rosnąć. Na szczęście istnieje alternatywa w postaci modelu Dweller od Fantoniego. Ten nie kryje, że to nóż oparty o City Knife, w którym usunięto bolstery, stal w linerach zastąpiono mosiądzem i dodano niewielki jelec. Jednak ostrze, ogólny kształt i stal pozostały takie same. Jestem ciekaw czy pośród Was są jacyś właściele Dwellera i który z nich Wam się bardziej podoba. Ja na Fantoniego „polowałem” już od dawna, a w tej sytuacji chyba uznam, że polowanie zakończone.


Źródła:
www.onlyknives.com

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *